Mam nadzieje, że spodoba wam się ten one shot :) Było ciężko go napisać, usunęło mi całe opowiadanie, więc musiałam pisać je drugi raz >:c Dziękuję kawie za pomoc w tak ciężkiej sytuacji ;.; Ah no i jeszcze depresja nie chciała mi pozwolić na dokończenie go :^;. Teraz trochę się ogarnęłam, ale to jak się czuje sprawia, że mam ochotę przespać całe życie tuląc się i płacząc do podusi. Co do shot'a, zapowiadam do niego jeszcze jedno krótkie (zdecydowanie krótsze od tego, ale wyjdzie w praniu) opowiadanie pt.:"sepcial- Everybody loves Liu".
Pozdrawiam
~Chomik Killer
*** That Day When I Saw You First Time ***
Ciemność otaczała mnie ze wszystkich stron, wciągając w swoją bezdenną otchłań. Mrok stał się moim światłem od tamtego dnia, dnia swojej własnej śmierci. Tępy ból rozpierał całe moje ciało, nie wiedziałem, gdzie byłem i ile już tu leżałem, ale coś czułem, że wieki. Ciasnota i ograniczone ruchy, nienawidziłem tego! Tak bardzo przypominało mi to uścisk Jeffa...Przekląłem w myślach, karcąc się za to wyobrażenie. Zapewne teraz siedzi i śmieje się w najlepsze pijąc za śmierć znienawidzonego braciszka. Co mu takiego zrobiłem, że mnie znienawidził? Właśnie kurwa nic! Miałem ochotę mu przypierdolić, za to co mi robił. Ciekawiło, mnie z drugiej strony, czy może żałuje tego czynu, ale.. Nie, to jest niemożliwe, za dobrze go znam by tak było. Przetarłem dłonią twarz zastanawiając się, jak stąd uciec. Dotykając jej wyczułem szwy, pewnie wyglądałem jak poszatkowana sałata, którą ktoś nieudolnie próbował zszyć za pomocą zwykłej igły z nitką. Pochowano mnie w zwykłej, drewnianej trumnie, nie była jakaś solidna, powoli zaczynała się załamywać pod ciężarem ziemi. Wziąłem głęboki wdech, no to do roboty Liu!~ Wyjdę, znajdę brata, nakopie mu i wrócę do swojej kochanej trumienki. Zacisnąłem dłonie w pięści, najpierw uderzyłem średnio mocno w deskę, sprawdzając w jakim jest stanie. Ta pękła niemal od razu, a to oznaczało, że nie musiałem się mordować z drewnem. Zadawałem kolejne ciosy pięściami w wieko trumny, czekając cierpliwe aż całkowicie deski zostaną złamane. Co dziwniejsze, nie czułem bólu, a rany same zaczynały się leczyć... Czym się kurwa stałem? Skrzywiłem się mimowolnie na samą myśl, że zostałem zmieniony dzięki Jeffowi. Już wolałem nigdy się nie obudzić, chociaż.. Jeżeli to nie on, to czemu by nie wykorzystać tego? Pierwsze lody miałem za sobą, kiedy wyłamałem deski, teraz musiałem walczyć z ziemią. Połamałem przy tym paznokcie, ale jakoś się nie przejąłem. W sumie czym gorzej będę wyglądać tym lepiej, ludzie nie będą zwracać na mnie uwagi.
Taką miałem przynajmniej nadzieję. Wygrzebałem się na powierzchnie, syknąłem cicho z bólu jaki zadało mi światło latarni, czułem jak paliły mnie oczy. Zwinąłem się w kłębek zasłaniając je przedramieniem, nie wstałem z ziemi, po prostu... Nie miałem siły. Leżałem beztrosko na miękkiej trawie, tęskniłem za jej zapachem i tą przyjemną miękkością. Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedyś będzie mi to sprawiać taką przyjemność jak teraz. Mój wzrok przyzwyczaił się do sztucznego światła dopiero po jakimś czasie, rozglądnąłem się niepewnie dookoła, wciąż panował mrok. Jeff 'a tu nie było.
Jakby ktoś mnie teraz zauważył, pomyślałby, że jestem zombie. Uwalonym we własnej krwi zombie~. Nie zdziwiłbym się, sam bym się pewnie wystraszył własnego odbicia, a co dopiero widząc trupa wychodzącego z ziemi. Przewróciłem się na plecy rozciągając swoje ciało, przyjemny dźwięk strzelających kości obił mi się o uszy. Pewnie wszyscy o mnie zapomnieli, a w sumie... Nie miałem nikogo, kto by o mnie wiedział. Oni dawno pozbyli się mojej osoby ze swojego umysłu. W końcu, po co niepotrzebnie mają zaśmiecać swoją pamięć kimś bezużytecznym? Wziąłem głęboki wdech wolno wstając na nogi, zachwiałem się i upadłem z impetem na ziemię. Chyba zapomniałem jak się chodzi... Nogi miałem jak z gumy, a ręce z plasteliny. Prawie mi mięśnia zanikły, ale co poradzisz? Taka moja dola. Próbowałem podnieść się parę razy co skutkowało szybkim powrotem na parter. Ósmy, dziesiąty, dwudziesty raz to samo, chociaż udawało mi się utrzymywać na nogach, jednak nie na długo. Tym razem nie miałem zamiaru się poddawać, walczyłem do końca ze swoim nieposłusznym ciałem. Ja nad nim miałem władzę, nie na odwrót i zamierzałem mu to dobitnie pokazać. Przekląłem pod nosem, wzdrygnąłem się i wytrzeszczyłem oczy słysząc swój głos. Niemożliwe... Wydawało mi się, że był całkiem inny nim mnie zamordowano.. Bardziej męski, a teraz..? Teraz przypominał głos nastolatka, jednak nie był zmutowany, słyszałem w nim nutkę delikatności i diabelską łagodność, czułem się jakbym nie był sobą. Coś było nie tak... Miałem wrażenie, że jestem nic nieświadomym zwierzaczkiem, na które poluje wygłodniały drapieżnik. Ktoś mnie obserwował, wiedziałem o tym, a ten ktoś wiedział to samo. Wsłuchałem się w otoczenie, chcąc zlokalizować zagrożenie, które jak się okazało... Stało dosłownie za moimi nogami. Poczułem silne dłonie na swoich ramionach, a zaraz po tym stałem wspierany przez wyższego od siebie chłopaka. Miał na twarzy dziwną ciemnoniebieską maskę, a z miejsca oczu wypływała czarna wydzielina. Nim się zorientowałem, byłem niesiony przez niego jak panna młoda. Jego ciepłe ręce miło otulały moje zmarznięte i ubrudzone ciało, miałem ochotę zasnąć... było mi, dobrze? Ta, chyba tak to się nazywało, w każdym bądź razie, podobało mi się to i jakoś nie miałem zamiaru protestować, ani krzyczeć by mnie puścił.
- Kim jesteś?- spytałem jak najciszej, żeby nie musieć katować się i słuchać swojego nędznego głosu, ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Westchnąłem cicho rozglądając się dookoła. Przechodziliśmy przez dobrze mi znany park. Kiedyś przychodziłem tu z moim bratem posiedzieć i pooglądać gwiazdy, to było jedno z moich ulubionych wspomnień. Patrzyłem tempo w niebo rozpamiętując tą chwilę, mh, szkoda, że już tak nie będzie. - Powiesz mi chociaż, gdzie mnie niesiesz? - zerknąłem na niego kątem oka. Chłopak zatrzymał się i chyba na mnie spojrzał, ciężko było zorientować się po tej masce, gdzie wędrował jego wzrok.. O ile go miał..
- Do siebie.. - odpowiedział beznamiętnie. Uniosłem lekko brwi zaskoczony, że jednak umie mówić. To był dobry znak, jeszcze się dowiem co jest grane z moim zmartwychwstaniem, chyba. - Jesteś Liu tak ?
- Taa, niestety... Mogę się dowiedzieć co jest grane? Czemu obudziłem się w trumnie? - zmrużyłem oczy lekko podirytowany. Chłopak pokręcił tylko przecząco głową. Szliśmy dość długo, w końcu skręcił w jakiś ciemny zaułek. Wniósł mnie do swojego mieszkania w jakimś opuszczonym bloku, wyglądał trochę jak ruina.
- Mów mi Jack.. Chcesz coś do jedzenia? Nie mam dużo, ale jakiś chleb się znajdzie.. Chyba, że lubisz gotowane, lub surowe nerki to chętnie się podzielę.. - posadził mnie na zakurzonej kanapie. Skrzywiłem się mimowolnie kręcąc głową, nerki mnie brzydziły.
- Sam chleb wystarczy... Mogę wiedzieć czemu mi pomagasz? No w końcu, nikt by nie wziął " żywego" trupa z cmentarza... Chyba, że nekrofil.. - uśmiechnąłem się zawadiacko.
Jack zatrzymał się w drzwiach pokoju, zerknął na mnie, a potem zaczął się śmiać. Patrzyłem na niego uważnie, czekając aż się opanuje.
- Jesteś zabawny, ale wybacz kochanie... Nie interesują mnie trupy, wole żywe istoty.. - odpowiedział rozbawionym głosem. Zniknął w jednym pomieszczeniu, zostawiając mnie samego w pokoju. Uniosłem brwi zaskoczony jego odpowiedzią. Stwierdziłem, że wykorzystam ten czas, aby chociaż trochę pochodzić i zwiedzić te cztery ściany. Wstałem wolno z kanapy, podpierając się przeszedłem parę kroków aż w końcu stanąłem przed biurkiem. Walały się na nim zdjęcia kobiety z jakimś chłopakiem, może to był on i jego matka? Westchnąłem cicho, w porównaniu z moim bratem... Rodzice byli jacy byli, ale przynajmniej istnieli. Odłożyłem fotografie na miejsce i wziąłem jakiś zeszyt leżący obok. Otworzyłem go i aż uniosłem brwi, istny pamiętnik zabójcy. Imiona i nazwiska, adres, grupa krwi... Wszystko było tu zanotowane. Zaczynałem obawiać się chłopaka, który mi pomógł. Nie miałem noża, nic.. Przekartkowałem go, aż do końca... co dziwniejsze go nie było. Zamknąłem i odłożyłem ten przeklęty zeszyt. Wzdrygnąłem się czując rękę na biodrze.
- Nie ładnie to tak przeglądać komuś rzeczy.. - mruknął niezadowolony.
- Nie ładnie się tak zakradać.. - burknąłem. Jack pokręcił głową, podał mi tylko talerz na którym był ładnie pokrojony chleb.- Zdejmiesz maskę? - odłożyłem talerz na biurko, zaparłem dłonie na torsie patrząc na niego wyczekująco. Szatyn parsknął tylko zostawiając mnie, zniknął w swoim ulubionym miejscu zwanym: kuchnia, takie miałem wrażenie. Poprawiłem lecącą mi grzywkę do oczu i zabrałem się za jedzenie zastanawiając się co tu robię.
Nagle dostałem oświecenia. Nie, nie dlaczego tu jestem, ale jak zmusić go do zdjęcia tej pieprzonej maski. W końcu skoro ma chleb, to musi jakoś wyjść do ludzi, a w tym wygląda najwyżej przerażająco. Zabrałem pusty talerz i skierowałem się do kuchni, Jack kroił właśnie ugotowaną nerkę. Miałem ochotę się zrzygać w końcu zapach nie był taki przyjemny. Położyłem talerz przy zlewie.
- Chcesz jeszcze? - spytał jakby nigdy nic. Zadziwiał mnie tym, przez co bardziej się nim interesowałem. Dziwnie to brzmi, ale homoseksualistą nie byłem, ale teraz.. Kto wie?
- Nie... Zastanawiam się tylko jak wychodzisz do ludzi.. Jak widzisz, wyglądam jak zszyty pluszak, który był rozjechany przez kosiarkę, wiec? Powiesz mi? - uśmiechnąłem się lekko do niego dla zachęty.
- Jesteś naprawdę podobny do Jeffa... - zaśmiał się. Rozwiązał fartuch i oparł plecami o blat składając go z pasją.
- Skąd go znasz?- wyglądałem jakbym dostał mindfuck'a, co było prawdą. Nigdy bym nie posądzał kogokolwiek, że go zna.. Dodatkowo, teraz miałem wrażenie, że serio Jeffrey mógł coś pokombinować przez co zmartwychwstałem, ale co lepsze... nie czułem się człowiekiem.
- Oprócz tego, że wszyscy tacy jak Ty, Jeff, ja... Tworzymy rodzinę. Slenderman jest naszym "ojcem", twoim też.. To on sprawił, że ożyłeś.. A skąd go znam? Nie raz uprawialiśmy sex, tyle nas łączyło i nic więcej... ewentualnie wspólne zlecenia - wzruszył lekko ramionami. Odłożył kostkę materiału na zjedzony przez korniki, dębowy stół. - W sumie.. - westchnął cicho- bardziej zależało mi na informacjach o tobie. Twój brat potrafi być naprawdę irytujący, nawet do tego stopnia, że ojciec musi go srogo ukarać - wybuchnął nagłym śmiechem. - Liu.. Powiem Ci wszystko co tylko chcesz ale pod jednym warunkiem - poczułem silny uścisk na nadgarstku.Szatyn szarpnął mnie w przód i już byłem w jego objęciach. Zrobiło mi się gorąco, kiedy niechcący przejechałem dłonią po jego torsie, a serce waliło jak po sprincie.
- Jjakim? - wydukałem próbując odsunąć się, jednak Jack mi na to nie pozwolił. Wcisnął moją twarz w swoją klatkę piersiową. Spiąłem się czując jak wsuwa dłoń za materiał bielizny i łapie mnie za nagi pośladek. Na moich policzkach pojawiły się delikatne wypieki.
- Chce, żebyś był mój - szepnął mi do ucha. Nie wiedziałem co robić, nie znałem go dobrze, a już się do mnie dobierał. Może, spróbować? Najwyżej ucieknę, ale przynajmniej wiedziałbym jak to jest być w związku homoseksualnym. Chłopak lekko gładził dłonią mój pośladek. Stęknąłem cicho i otworzyłem szerzej oczy, właśnie miałem palec między pośladkami, który masował moją dziurkę. Zawstydziłem się tego, bo mi się to podobało? Tak. Nagle po mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi, Jack puścił mnie i poszedł otworzyć, a ja od razu poprawiłem spodnie. Przetarłem dłonią twarz, próbując nieco ochłonąć.. Jeszcze trochę brakowało, a bym się podniecił.
- Co chcesz Jeff ? - usłyszałem smętny głos swojego "pana". Wyciągnąłem nóż z szuflady, starałem się nie robić zbędnego hałasu, a potem.. Schowałem się w kącie, zaraz obok wejścia do kuchni. Teraz czekać, aż mój brat wejdzie i rzucić się na niego. Zemsta będzie słodka.. po tylu latach..
- Od Ciebie nic..., przyszedłem odwiedzić mojego brata.- westchnął. Czarnowłosy wtargnął do mieszkania nucąc pod nosem swoją ulubioną piosenkę. Ścisnąłem mocniej rękojeść ostrza, kroki zbliżały się w kierunku kuchni. Przygotowałem się do ataku, ale coś nie grało. Nie słyszałem by Jeff się zbliżał, kroki po prostu ucichły. Wyjrzałem zza ściany, po moim bracie ani śladu. Poczułem czyjś oddech na swoim karku.
- LIU!- krzyknął Jeff przytulając mnie od tyłu i podcinając nogę. Upadłem puszczając nóż, a on z kolei odbił się od podłogi i leżał poza zasięgiem mojej ręki. Westchnąłem czując się jak materac kochanego braciszka ~.
- Cześć Jeff, puścisz mnie?- spytałem próbując się wyswobodzić, ale nie miałem na tyle siły. Moment, ja chciałem go atakować? Widać i tak bym mu nie dał rady, szybciej bym się wywalił.
- Nie puszcze cię, nawet nie wiesz jak tęskniłem.. Codziennie co noc przychodziłem i płakałem nad twoim grobem.. - pociągnął nosem niczym rozpłakany pięciolatek. Uniosłem brwi zdziwiony, czyżby... serio tego żałował?
- Eh, w takim razie co powiedzie na małą zabawę? Załatwię tylko alkohol i chipsy, a wy... no co tam macie sobie wyjaśnić, wyjaśnijcie. Tylko nie zdemolujcie mi mieszkania, inaczej wytnę wam nerki - zagroził Jack, chwycił swoją bluzę i wyszedł z mieszkania, eh. A chciałem za nim iść i zobaczyć co takiego robi, że chodzi normalnie między ludźmi.
Jeffrey tylko zaśmiał się pod nosem i wziął mnie na ręce. Warknąłem na niego, nienawidziłem go, mimo, że wykazał skruchę, tylko... nie mogłem mu już zaufać. Posadził mnie na łóżku, chcąc nie chcąc nie protestowałem. Brat położył się obok i zaczął przejeżdżać dłonią po mojej tali. Wzdrygnąłem się lekko chcąc od niego odsunąć.
- Co ty do cholery robisz? !- krzyknąłem usiłując uderzyć go z łokcia w splot słoneczny, jednak chłopak mnie wyprzedził i złapał za dłoń. Błękitne oczy dosłownie pożerały mnie, a na jego ustach ciągle widniał ten jebany uśmiech. Czarnowłosy zawisnął nade mną, próbowałem pociągnąć go z kolanka w krocze, jednak ten był szybszy i rozchylił mi uda, miedzy którymi znalazł swoje miejsce.
- Nic... Chcę tylko Tobie Liu pokazać jak bardzo cię kocham... - zastygłem w bezruchu czując język brata na swojej szyi, zjeżdżał nim niżej aż do obojczyka zostawiając mokry ślad. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że będę pieprzony przez tego debila. Zamknąłem oczy pragnąc by to się skończyło, jego ciało było zimne, a dotyk... nie mogłem pojąć czemu na niego reagowałem. Pieścił dłonią mojego penisa, który zaraz stanął na baczność, domagając się więcej uwagi. Jęknąłem zażenowany, czemu...czemu mi to robisz braciszku ? - Masz tak bardzo brudne ubrania.. Lepiej ci będzie bez nich.. - szepnął mi do ucha prawie mrucząc jak kot.
- Jeff zostaw mnie.. - zagryzłem dolną wargę. Rozpinał guzik po guzik mojej koszuli, która od razu znalazła swoje miejsce na potarganym dywanie. Chwycił mnie gwałtownie za bieliznę i spodnie ściągając ją w dół, spiąłem się tak, że nie oddychałem. Czarne kosmyki włosów łaskotały mój brzuch, a usta brata składały na nim pocałunki. Nagle zjawił się Jack, spojrzałem na niego jak na wybawiciela, miałem nadzieje, że go zabierze.
- Naprawdę? Chcesz go przelecieć przede mną? - zaparł dłonie na torsie, jedną dłoń trzymał na masce. - Zawiodłem się na Tobie Jeff, wiesz jaka była umowa - dodał z pogardą. Wytrzeszczyłem oczy, szatyn zdjął maskę i... Oblizałem mimowolnie usta widząc te hipnotyzujące oczy, z których wypływała czarna wydzielina.
- Jesteś okropny~ Nigdy nie dasz mi się pobawić... - prychnął chłopak w białej bluzie. Wstał z łóżka i obrażony skierował się do drzwi. - I NIE MYŚL, ŻE NIE WRÓCĘ!- krzyknął trzaskając za sobą drzwiami. Nie oderwałem oczu od Jacka, nie mogłem, ani on ode mnie... Wpatrywaliśmy się w siebie przez dobrą chwilę.
- Liu... Jesteś... Cudowny - usłyszałem cichy głos Jacka, pełny podziwu, wpatrywał się w każdy zakamarek mojego ciała. Niechętnie zjechałem wzrokiem niżej, który zawiesił się na kroczu chłopaka. Zauważyłem, że on sam jest pobudzony, przez co mimowolnie zadrżałem. - Rumienisz się...- zauważył uśmiechając się, pierwszy raz widziałem ten piękny uśmiech nie w domysłach ale na prawdę i ten rząd równych, ostrych zębów.
- Może.. Ten.. Nie będziesz tak na mnie patrzeć tylko coś zrobimy? - zaproponowałem nieśmiało. Szatyn bez chwili zawahania pozbył z siebie ubrań. Momentalnie przywarł nagim ciałem do mojego wciąż patrząc głęboko w moje oczy. Czułem to rosnące z chwili na chwili pożądanie z jego strony i ten żar, jaki we mnie wzniecał, to jak bardzo chce mnie wziąć w tym momencie. Niepewnie przybliżyłem usta do jego, składając na nich niepewny pocałunek, jakby wciąż się obawiając jego reakcji. Jack tylko uśmiechnął się pod nosem i przedłużył go nieco, potem sam zaczął namiętnie całować moje usta. Nie mógł się od nich oderwać na moment, a ja nie mogłem przestać ich oddawać. Wędrował dłonią po moim torsie w dół, dokładnie badając strukturę skóry.
- Jack... Prosz... Proszę... Weź... mnie... już... - wyjąkałem między pocałunkami. Chłopak ujął swojego penisa w dłoń i nakierował na moją dziurkę. Co dziwniejsze nic z tym nie robił tylko na nią naparł. Otworzyłem szerzej usta, a on tylko pogłębił pocałunek pieszcząc swoim językiem moje podniebienie. Oplotłem go z trudem nogami na biodrach, brązowowłosy masował mojego penisa powoli, drażniąc się ze mną. Jęknąłem w jego wąskie usta, co go usatysfakcjonowało, chciałem mieć go już w sobie, chciałem by mnie już pieprzył niczym zwierze. Nie mogłem dłużej znieść tego napięcia. Jack wsunął w moją dziurkę jednego palca, otworzyłem szczerzej oczy patrząc na niego zarówno zaskoczony jak i zdziwiony. Nie rozumiałem po co to było, ale... jako osoba z zerowym doświadczeniem, wolałem mu to zostawić. Przymknąłem z powrotem oczy drżąc, za każdym pchnięciem jego palca. To było dziwne uczucie, musiałem przyznać, jednak było przyjemne. Nim się zorientowałem miałem w sobie trzy palce, które umiejętnie mnie rozciągały. Chłopak oderwał się od moich ust.
- Twoje życzenie dla mnie rozkazem... - mruknął wsuwając całego swojego penisa we mnie. Zachłysnąłem się powietrzem czując jego męskość w sobie, był taki ogromny... Moja dziurka pulsowała na nim, Jack pochylił się opierając ręce za moją głową. Założyłem dłonie na jego karku, szerzej rozkładając uda. Szatyn wykonał pierwsze pchnięcie biodrami, które skwitowałem jękiem do jego ucha. Za każdym mocniejszym ruchem bioder czułem jak ogarnia mnie niebywała rozkosz, z moich ust dobiegały westchnienia, stęki i jęki. Momentami nawet krzyki.
- Oh! Jack! Mocniej! - wbiłem paznokcie w plecy chłopaka. Jack przyspieszył i zagłębiał się we mnie brutalnie. - O..Ttaaak! Taak mii róbb....!- jęczałem bezwstydnie i opamiętania. Chłopak sapał cicho w moją szyję, przez co miałem wrażenie, że się rozpływam. Jego ciało roztapiało moje niczym słońce kostkę lodu. Czułem jak napięcie na moim penisie robi coraz większe, przez chwile miałem wrażenie, że eksploduje. Chłopak pieprzył mnie tak mocno, że nawet można było słyszeć skrzypnięcia łóżka. Wiedziałem tylko, że zbliżał się orgazm, regularne jęki odbijały się od ścian pokój, ciało mimowolnie wygięło się w lekki łuk i nagle poczułem ulgę... jakby całe napięcie ze mnie zeszło. Jack spiął wszystkie mięśnia wypełniając moje wnętrze gorącą spermą. Opadł na mnie wyczerpany orgazmem, sam byłem nim zmęczony. Resztkami sił szatyn objął mnie w pasie i wtulił w siebie. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i pocałowałem go w czoło.
- Mm... Liu... - zamruczał cicho wtulając nos w zagłębienie mojej szyi.
- Tak? - szepnąłem przymykając oczy, było mi tak dobrze przy nim. Jack wessał się w obojczyk robiąc na nim sporą malinkę.
- Kocham Cie... Od dnia, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem... - poczułem jego dłoń na swoim policzku i oddech na swoich ustach. Wpiłem się w wargi chłopaka w namiętnym pocałunku. Tak oto zakończyliśmy nasz dzień, wtuleni w siebie i pogrążeni w głębokim śnie.
~~The End~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz