Witajcie!
Bardzo proszę zapoznanie się z tutejszą notką! :3
Tak więc przepraszam za opowiadanie, jakoś go dokładnie nie sprawdzałam + część jest pisana za czasów, kiedy byłam jeszcze "sobą", a teraz co kontynuowałam. Przepraszam za błędy interpunkcyjne i ewentualnie jakiekolwiek (np. logistyczne). Do tego opowiadania pojawi się opowiadanie poboczne, czyli coś co będzie się dziać w tym samym czasie, jednak w innym miejscu C; Powinno pojawić się zaraz za... 3 rozdziałem, lub jako trzeci rozdział, jednak nie jestem pewna. Byłoby mi miło gdyby ktoś to komentował lub jakoś rozpowszechniał. W czerwcu pojawią się one shoty! :3
~Chomik Killer
***Porwanie***
Obudziłem się wcześnie rano mimo, że mój umysł był wyczerpany wczorajszym uspokajaniem dzieci.
Spały o dziwo spokojnie i niewinnie, ale nadal martwiłem się o nich.
To co musieli widzieć musiało być wstrząsające i zapewne mocno zmieniło im to nastawienie psychiczne.
Przetarłem oczy i na chwilę się zamyśliłem, co zrobić z tymi dziećmi? Czy dałoby się to przerwać? Westchnąłem i wysunąłem się spod wygrzanej pościeli, odruchowo chwyciłem leżące w pobliżu mojej dłoni ubrania, które dziwnym trafem były świeże i czyste. Pewnie ktoś włamał mi się do pokoju i je położył, albo zrobił to mój przyjaciel Felix. Ubrałem je i wyszedłem z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi, aby nie zbudzić śpiących chłopców. Zszedłem na dół na stołówkę czując uścisk w żołądku, gdy tylko przekroczyłem próg ujrzałem mojego brata, który siedział na parapecie, opierając łokieć na kolanie, a na dłoni głowę. Prawą nogę trzymał ugiętą i opartą na framudze okna, zaś drugą trzymał spuszczoną w dół. Wyglądał w tej pozycji bardzo pociągająco, a jego białe włosy dodawały mu tylko czystego uroku i seksapilu.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem się skradać, kochałem go wprost wkurzać, tak jak i Noctisa. Stąpałem cicho po drewnianej podłodze, która wyglądała jakby zaraz miała się załamać, a raczej dębowe deski, z których została zbudowana. Wstrzymałem również oddech by nie słyszał, chociaż pewnie i tak mnie wyczuł z wejścia do stołówki, ale jakoś się tym nie przejmowałem. Jego włosy drgnęły na tle widoku zza okna, który przedstawiał tylko ciemny las. Biel ściany nie mogła równać się z bielą tych włosów, były niemal oślepiające swym nieskazitelnym blaskiem. Stałem obok niego, a on patrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami przypominającymi niebo. Uśmiechnąłem się tylko i przytuliłem do jego ciepłego torsu. Zazdrościłem Felkowi, że mógł się tulić do niego praktycznie codziennie bez przerwy.
- Masz jakiś plan? - spytałem i przystawiłem się do głaskania po głowie, które nastąpiło od razu kiedy tylko się wtuliłem.
- Możliwe, że mam, jednak wciąż nie jest dopracowany - westchnął ciężko.
Jego twarz przesiąkała zmęczeniem i częstym myśleniem. Widać, że mój brat chciał stąd jak najszybciej uciec i żyć spokojnie z moim przyjacielem w swoim "świecie".
- Hym, a jaki masz już zarys? - spojrzałem na niego zaciekawiony.
Jedynie co zauważyłem w jego oczach to niepewność, czy ma mi mówić czy realizować to sam. Zawsze, jeżeli o kogoś się martwił, nie chciał mieszać tej osoby w "te sprawy". Bał się stracić tych, co są mu bliscy, ale moja zaciętość w oczach mówiła sama za siebie, że nie odpuszczę za cholerę, nawet jakbym miał dać się zabić.
***
Siedziałem na stołówce chcąc jakoś przemyśleć to wszystko, cały plan i sens mojego życia.
Jednak nie dane było mi to zrealizować. Po całonocnym samotnym obmyślaniu wyczułem zbliżającego się Andreas'a.
Pomyśleć, że miałbym mieszać w to mojego brata, albo Felix'a było absolutnie wykluczone, nie chciałem by ktokolwiek ucierpiał... Spojrzałem mu w oczy, wiedziałem, że nie odpuści. Zawsze musi się pchać w najgorsze, zresztą u nas jest to rodzinne. Westchnąłem ponownie i puściłem go.
- Najpierw musimy dowiedzieć się jak głęboko są zakopane runy i w jakich miejscach, ale nie licz, że pozwolę Ci to zrobić. Kiedy naruszymy jeden z nich włączy się alarm, będziemy mieć tylko parę sekund by któreś z nas uciekło poza barierę blokującą. Następnie, ktoś wyruszy w poszukiwania siostrzenicy Colinsa, co nie będzie łatwe. Musimy się dowiedzieć, gdzie może być ten testament. - westchnąłem. - A w 100% Andrejew wyśle swoich ludzi i rozkaże zabić od razu, a jak złapią to... w Twoim przypadku najpierw by Cię rżnęli cały dzień, a na końcu zabili.- zauważyłem i wstałem.
- Mnie?! Ja bym ich zabił pierwszy! - warknął wkurzony.
- Endisiu, wiesz bardzo dobrze o tym, że mamy wstrzyknięte runy, które powodują, że nie możemy używać w pełni naszych mocy? - uniosłem do góry lewą brew i spojrzałem na niego piorunująco.
Spały o dziwo spokojnie i niewinnie, ale nadal martwiłem się o nich.
To co musieli widzieć musiało być wstrząsające i zapewne mocno zmieniło im to nastawienie psychiczne.
Przetarłem oczy i na chwilę się zamyśliłem, co zrobić z tymi dziećmi? Czy dałoby się to przerwać? Westchnąłem i wysunąłem się spod wygrzanej pościeli, odruchowo chwyciłem leżące w pobliżu mojej dłoni ubrania, które dziwnym trafem były świeże i czyste. Pewnie ktoś włamał mi się do pokoju i je położył, albo zrobił to mój przyjaciel Felix. Ubrałem je i wyszedłem z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi, aby nie zbudzić śpiących chłopców. Zszedłem na dół na stołówkę czując uścisk w żołądku, gdy tylko przekroczyłem próg ujrzałem mojego brata, który siedział na parapecie, opierając łokieć na kolanie, a na dłoni głowę. Prawą nogę trzymał ugiętą i opartą na framudze okna, zaś drugą trzymał spuszczoną w dół. Wyglądał w tej pozycji bardzo pociągająco, a jego białe włosy dodawały mu tylko czystego uroku i seksapilu.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem się skradać, kochałem go wprost wkurzać, tak jak i Noctisa. Stąpałem cicho po drewnianej podłodze, która wyglądała jakby zaraz miała się załamać, a raczej dębowe deski, z których została zbudowana. Wstrzymałem również oddech by nie słyszał, chociaż pewnie i tak mnie wyczuł z wejścia do stołówki, ale jakoś się tym nie przejmowałem. Jego włosy drgnęły na tle widoku zza okna, który przedstawiał tylko ciemny las. Biel ściany nie mogła równać się z bielą tych włosów, były niemal oślepiające swym nieskazitelnym blaskiem. Stałem obok niego, a on patrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami przypominającymi niebo. Uśmiechnąłem się tylko i przytuliłem do jego ciepłego torsu. Zazdrościłem Felkowi, że mógł się tulić do niego praktycznie codziennie bez przerwy.
- Masz jakiś plan? - spytałem i przystawiłem się do głaskania po głowie, które nastąpiło od razu kiedy tylko się wtuliłem.
- Możliwe, że mam, jednak wciąż nie jest dopracowany - westchnął ciężko.
Jego twarz przesiąkała zmęczeniem i częstym myśleniem. Widać, że mój brat chciał stąd jak najszybciej uciec i żyć spokojnie z moim przyjacielem w swoim "świecie".
- Hym, a jaki masz już zarys? - spojrzałem na niego zaciekawiony.
Jedynie co zauważyłem w jego oczach to niepewność, czy ma mi mówić czy realizować to sam. Zawsze, jeżeli o kogoś się martwił, nie chciał mieszać tej osoby w "te sprawy". Bał się stracić tych, co są mu bliscy, ale moja zaciętość w oczach mówiła sama za siebie, że nie odpuszczę za cholerę, nawet jakbym miał dać się zabić.
***
Siedziałem na stołówce chcąc jakoś przemyśleć to wszystko, cały plan i sens mojego życia.
Jednak nie dane było mi to zrealizować. Po całonocnym samotnym obmyślaniu wyczułem zbliżającego się Andreas'a.
Pomyśleć, że miałbym mieszać w to mojego brata, albo Felix'a było absolutnie wykluczone, nie chciałem by ktokolwiek ucierpiał... Spojrzałem mu w oczy, wiedziałem, że nie odpuści. Zawsze musi się pchać w najgorsze, zresztą u nas jest to rodzinne. Westchnąłem ponownie i puściłem go.
- Najpierw musimy dowiedzieć się jak głęboko są zakopane runy i w jakich miejscach, ale nie licz, że pozwolę Ci to zrobić. Kiedy naruszymy jeden z nich włączy się alarm, będziemy mieć tylko parę sekund by któreś z nas uciekło poza barierę blokującą. Następnie, ktoś wyruszy w poszukiwania siostrzenicy Colinsa, co nie będzie łatwe. Musimy się dowiedzieć, gdzie może być ten testament. - westchnąłem. - A w 100% Andrejew wyśle swoich ludzi i rozkaże zabić od razu, a jak złapią to... w Twoim przypadku najpierw by Cię rżnęli cały dzień, a na końcu zabili.- zauważyłem i wstałem.
- Mnie?! Ja bym ich zabił pierwszy! - warknął wkurzony.
- Endisiu, wiesz bardzo dobrze o tym, że mamy wstrzyknięte runy, które powodują, że nie możemy używać w pełni naszych mocy? - uniosłem do góry lewą brew i spojrzałem na niego piorunująco.
Zacisnął dłonie w pięści, czułem od niego bijącą złość i chęć mordowania. Pogłaskałem go po włosach, żeby się uspokoił co przyszło mu ciężko. Nagle usłyszałem zbliżające się kroki w naszą stronę, podniosłem spokojnie wzrok i ujrzałem Alana, który idąc macał Lucasa. Z tego co zauważyłem, jego boją się opiekunowie i znajomi Lebiediew'a. Przynajmniej mamy już jeden mały haczyk na tego tyrana.
- I jak się czujesz Alan? - spytałem z lekkim uśmiechem, patrząc na niego.
- Lepiej niż kiedyś -zaśmiał się i wyszczerzył zęby.
- Zauważyłem...- przewróciłem oczami i spojrzałem na Lucas'a i Endiego. - Idźcie do Felka, mam z nim prywatne omówienia...- powiedziałem z powagą.
Andreas wziął Lu za rękę, który bez sprzeciwu szedł za nim na górę. Gdy tylko zniknęli mi z oczu spojrzałem srogo na Alana, który wiedział co się stanie i tylko spuścił głowę w dół.
- Wiesz co ty do cholery zrobiłeś? Mogłeś zginąć! - krzyknąłem i poprawiłem włosy, byłem wkurzony na niego.
- Ale nie zginąłem, a nawet jeśli to bym się odrodził... - zauważył.
- Nie mów tych pierdół! Jesteś debilem czy egoistą?! Nie obchodzi Cię nawet to, że zraniłbyś tym jednie Lucasa i go stracił...?! - warknąłem.
Nie mogłem ustać w miejscu więc chodziłem z jednego na drugie i tak w kółko.
- Od kiedy ty się tym tak przejmujesz? - podniósł brwi zdziwiony.
- Od kiedy przez twój kaprys zginął jeden z naszych... - zmroziłem go wzrokiem.
- To był przypadek! Skąd mogłem wiedzieć, że spadnie!? - oburzył się.
- Mogłeś go złapać telekinezą matole! Ogółem z ciebie taki debil, że aż mi kurwa mrozi to krew w żyłach! Po cholerę poszedłeś na dwór!? Mogłeś wcześniej zareagować i by do tego doszło! Albo chociaż mnie zawołać telepatią! Jesteś...
- Nie jestem dzieckiem byś mnie niańczył! - wtrącił się mi w słowo.
- Jesteś dzieckiem, bo kurwa się dałeś! Ciągle muszę Ci ratować dupę, nie umiesz chociaż raz wyjść z gówna w całości?!Jeszcze musiałem się potem użerać z tym głupim chujem w gabinecie - walnąłem pięścią w ścianę. Musiałem wyzbyć się jakoś wściekłości z siebie. Nie poczułem nawet jak obdarłem sobie kostki do krwi, ani jak Alan się do mnie przytulał.
- No dobra, przepraszam... Nie wkurzaj się...- burknął.
- Puszczaj, jeszcze nie skończyłem... - warknąłem.
Westchnął i odsunął się, tak jakby chciał uniknąć jakiegoś niewidocznego ciosu.
- Więc...- wziąłem głęboki wdech i uspokoiłem się. - Twoje zwykłe "przepraszam" nic nie zmieni,nie wróci mu życia, dlatego dam Ci misję, ale...Jeżeli ją zjebiesz to spuszczę Ci taki wpierdol, że Lucas będzie musiał Cię zszywać..- spojrzałem mu w oczy z powagą.
- Dobra... Jaka to misja?
- Będziesz musiał wyciągnąć wszystkie informacje od siostrzenicy Colinsa, mam już pewien plan, ale lepiej żebyś go nie zjebał. - odparłem. - A teraz wstawaj, kara i tak Cię nie minie..- uśmiechnąłem się psychicznie i podwinąłem rękaw. Alan tylko przeklną cicho pod nosem, a ja zaserwowałem mu lewego sierpowego prosto w twarz. Niechcący złamałem mu nos, co sugerowała krew i syknięcie z bólu.
- Idź do siebie i się wylecz... - mruknąłem i ruszyłem do swojego pokoju.
Musiałem się odprężyć pod prysznicem.
- I jak się czujesz Alan? - spytałem z lekkim uśmiechem, patrząc na niego.
- Lepiej niż kiedyś -zaśmiał się i wyszczerzył zęby.
- Zauważyłem...- przewróciłem oczami i spojrzałem na Lucas'a i Endiego. - Idźcie do Felka, mam z nim prywatne omówienia...- powiedziałem z powagą.
Andreas wziął Lu za rękę, który bez sprzeciwu szedł za nim na górę. Gdy tylko zniknęli mi z oczu spojrzałem srogo na Alana, który wiedział co się stanie i tylko spuścił głowę w dół.
- Wiesz co ty do cholery zrobiłeś? Mogłeś zginąć! - krzyknąłem i poprawiłem włosy, byłem wkurzony na niego.
- Ale nie zginąłem, a nawet jeśli to bym się odrodził... - zauważył.
- Nie mów tych pierdół! Jesteś debilem czy egoistą?! Nie obchodzi Cię nawet to, że zraniłbyś tym jednie Lucasa i go stracił...?! - warknąłem.
Nie mogłem ustać w miejscu więc chodziłem z jednego na drugie i tak w kółko.
- Od kiedy ty się tym tak przejmujesz? - podniósł brwi zdziwiony.
- Od kiedy przez twój kaprys zginął jeden z naszych... - zmroziłem go wzrokiem.
- To był przypadek! Skąd mogłem wiedzieć, że spadnie!? - oburzył się.
- Mogłeś go złapać telekinezą matole! Ogółem z ciebie taki debil, że aż mi kurwa mrozi to krew w żyłach! Po cholerę poszedłeś na dwór!? Mogłeś wcześniej zareagować i by do tego doszło! Albo chociaż mnie zawołać telepatią! Jesteś...
- Nie jestem dzieckiem byś mnie niańczył! - wtrącił się mi w słowo.
- Jesteś dzieckiem, bo kurwa się dałeś! Ciągle muszę Ci ratować dupę, nie umiesz chociaż raz wyjść z gówna w całości?!Jeszcze musiałem się potem użerać z tym głupim chujem w gabinecie - walnąłem pięścią w ścianę. Musiałem wyzbyć się jakoś wściekłości z siebie. Nie poczułem nawet jak obdarłem sobie kostki do krwi, ani jak Alan się do mnie przytulał.
- No dobra, przepraszam... Nie wkurzaj się...- burknął.
- Puszczaj, jeszcze nie skończyłem... - warknąłem.
Westchnął i odsunął się, tak jakby chciał uniknąć jakiegoś niewidocznego ciosu.
- Więc...- wziąłem głęboki wdech i uspokoiłem się. - Twoje zwykłe "przepraszam" nic nie zmieni,nie wróci mu życia, dlatego dam Ci misję, ale...Jeżeli ją zjebiesz to spuszczę Ci taki wpierdol, że Lucas będzie musiał Cię zszywać..- spojrzałem mu w oczy z powagą.
- Dobra... Jaka to misja?
- Będziesz musiał wyciągnąć wszystkie informacje od siostrzenicy Colinsa, mam już pewien plan, ale lepiej żebyś go nie zjebał. - odparłem. - A teraz wstawaj, kara i tak Cię nie minie..- uśmiechnąłem się psychicznie i podwinąłem rękaw. Alan tylko przeklną cicho pod nosem, a ja zaserwowałem mu lewego sierpowego prosto w twarz. Niechcący złamałem mu nos, co sugerowała krew i syknięcie z bólu.
- Idź do siebie i się wylecz... - mruknąłem i ruszyłem do swojego pokoju.
Musiałem się odprężyć pod prysznicem.
***
Trzymałem Lucasa za nadgarstek i ciągnąłem go do pokoju Felix'a, jednak nie minęliśmy dobrze progu, a można było już usłyszeć opieprz od mojego brata. Westchnąłem cicho i spojrzałem na blondyna.
- I co teraz?
- Pójdę do siebie, pewnie dostanie wpierdol i będę musiał go leczyć..Pa Endiś..- uśmiechnął się i ucałował mnie w policzek. Ruszył do swojego pokoju tak jakby nigdy nic. Podziwiałem w nim tą obojętność. Jednak nie miałem czasu na zastanawianie się i poleciałem na szóste piętro, gdzie znajdował się pokój Felix'a. Wszedłem cicho do pomieszczenia i zakradałem się do chłopaka od tyłu, gdy stałem już dość blisko łóżka skoczyłem na niego, na co Feluś pisnął.
- Ender nie strasz.., prawie bym na zawał zszedł.. - przytulił się momentalnie, kiedy ogarnął kto go zaatakował.
- Przepraszam...- cmoknąłem go w policzek. - Wiesz co się dzisiaj stało? - spytałem patrząc na niego.
Felix jak zawsze nosił grzywkę na prawo, a jego czerwone włosy idealnie komponowały się z tą delikatną cerą.
- Nie, a co? - spojrzał mi w oczy.
- Nicodem w końcu opierdolił Alana i chyba mu przyjebał..., ale to taka ciekawostka. Serio, to Nico obmyślił plan, który w końcu realizujemy i możliwe, że odnajdziemy ten testament.. - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Nie mów... Mówiłem mu, żeby nie używał przemocy..- skrzyżował dłonie na swoim torsie, a na jego twarzy malował się wyraz złości. - Ale to Alan..., więc się nie przejmuje - odparł i uśmiechnął niewinnie.
- Ano, jest zboczeńcem i pedofilem więc mu się należało..- nadymałem policzki.- Może Nicuś go czegoś nauczył..- dodałem z nadzieją w głosie.
- Marzyciel, ale Nico chyba nie ma zamiaru sam wszystkiego robić? - spojrzał na mnie.
- Nie wiem, ale pewnie jak zawsze zrobi tak i pewnie zginie, bo nie będzie chciał aby ktoś inny ginął z powodu jego planu..- westchnąłem lekko przybity tą myślą.
Trzymałem Lucasa za nadgarstek i ciągnąłem go do pokoju Felix'a, jednak nie minęliśmy dobrze progu, a można było już usłyszeć opieprz od mojego brata. Westchnąłem cicho i spojrzałem na blondyna.
- I co teraz?
- Pójdę do siebie, pewnie dostanie wpierdol i będę musiał go leczyć..Pa Endiś..- uśmiechnął się i ucałował mnie w policzek. Ruszył do swojego pokoju tak jakby nigdy nic. Podziwiałem w nim tą obojętność. Jednak nie miałem czasu na zastanawianie się i poleciałem na szóste piętro, gdzie znajdował się pokój Felix'a. Wszedłem cicho do pomieszczenia i zakradałem się do chłopaka od tyłu, gdy stałem już dość blisko łóżka skoczyłem na niego, na co Feluś pisnął.
- Ender nie strasz.., prawie bym na zawał zszedł.. - przytulił się momentalnie, kiedy ogarnął kto go zaatakował.
- Przepraszam...- cmoknąłem go w policzek. - Wiesz co się dzisiaj stało? - spytałem patrząc na niego.
Felix jak zawsze nosił grzywkę na prawo, a jego czerwone włosy idealnie komponowały się z tą delikatną cerą.
- Nie, a co? - spojrzał mi w oczy.
- Nicodem w końcu opierdolił Alana i chyba mu przyjebał..., ale to taka ciekawostka. Serio, to Nico obmyślił plan, który w końcu realizujemy i możliwe, że odnajdziemy ten testament.. - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Nie mów... Mówiłem mu, żeby nie używał przemocy..- skrzyżował dłonie na swoim torsie, a na jego twarzy malował się wyraz złości. - Ale to Alan..., więc się nie przejmuje - odparł i uśmiechnął niewinnie.
- Ano, jest zboczeńcem i pedofilem więc mu się należało..- nadymałem policzki.- Może Nicuś go czegoś nauczył..- dodałem z nadzieją w głosie.
- Marzyciel, ale Nico chyba nie ma zamiaru sam wszystkiego robić? - spojrzał na mnie.
- Nie wiem, ale pewnie jak zawsze zrobi tak i pewnie zginie, bo nie będzie chciał aby ktoś inny ginął z powodu jego planu..- westchnąłem lekko przybity tą myślą.
Felix rozchylił usta chcąc coś powiedzieć, jednak nim wydusił z siebie choćby jeden dźwięk, na cały pokój rozległ się donośny głos:
- Do cholery! Nie chodzicie na zajęcia od tygodnia, teraz wam nie popuścimy! - krzyknął jeden z nauczycieli, a opiekun stał obok niego z zapartymi rękoma.
- Bo możemy nie chodzić, proste? - warknął czerwonowłosy.
- Oj wybacz, ale jedynki poprawia się dając dupy.. - wyszczerzył zęby. Podeszli do nas i złapali za karki, szarpaliśmy się nie chcąc iść, jednak na nic. Zostaliśmy brutalnie wytargani z pokoju, nawet docinki Felix'a nie poskutkowały.
- Ty debilny, bezmózgi małpiszonie, puszczaj mnie do cholery i to w tej chwili! - wydarł się.
Ja natomiast dałem się ciągnąć, nie chciało mi się dyskutować z nimi, skoro ich logika była na poziomie osób nie rozróżniających kota od świni.
- Do cholery! Nie chodzicie na zajęcia od tygodnia, teraz wam nie popuścimy! - krzyknął jeden z nauczycieli, a opiekun stał obok niego z zapartymi rękoma.
- Bo możemy nie chodzić, proste? - warknął czerwonowłosy.
- Oj wybacz, ale jedynki poprawia się dając dupy.. - wyszczerzył zęby. Podeszli do nas i złapali za karki, szarpaliśmy się nie chcąc iść, jednak na nic. Zostaliśmy brutalnie wytargani z pokoju, nawet docinki Felix'a nie poskutkowały.
- Ty debilny, bezmózgi małpiszonie, puszczaj mnie do cholery i to w tej chwili! - wydarł się.
Ja natomiast dałem się ciągnąć, nie chciało mi się dyskutować z nimi, skoro ich logika była na poziomie osób nie rozróżniających kota od świni.
Wepchnęli nas do sali lekcyjnej, która znajdowała się na 1 piętrze. W sumie, chyba nawet nie wiecie ale..., parter, gdzie jest też nasza stołówka i pierwsze piętro stanowiła szkoła, podstawówka, gimnazjum i liceum. Uczono nas bardzo szybko, więc nie było problemu by jakoś to rozwlekać, w końcu nie mięliśmy wakacji tylko codziennie naukę. Westchnąłem cicho słysząc docinki nauczyciela i zająłem miejsce siadając na ławce z tyłu, patrzyłem z pogardą na klasę, a mój przyjaciel usiadł mi na kolankach i zaczął się do mnie tulić.
- Wiesz co, mam w dupie te lekcje...- uśmiechnąłem się i zacząłem go całować w usta.
Była to dla nas norma, sypiamy nawet czasem ze sobą i jak mamy kamerę to kręcimy pornosa. Nauczycielowi najwidoczniej to przeszkadzało, jednak nie zwracałem na niego uwagi, gdyż miałem już bardzo ciekawe zajęcie.
- Andreas i Felix !! - jebnął dziennikiem o biurko nauczyciel matematyki. - Siadać w ławkach, natychmiast, albo... - uśmiechnął się psychicznie.
Wiedziałem co nam grozi, ale jakoś tym się nie przejmowałem, miałem pomysł jak zwiać z "karnej przerwy".
- Och, nauczycielu... Nie moja wina, że jestem taki sexowny i panu staje od razu jak się liżę z Felixem.. - uśmiechnąłem się drwiąco patrząc na wypukłość w spodniach mężczyzny.
- Ty gnoju...- warknął.
- Ehem..- zakaszlnął przyjaciel. - Endiś..., chce się ruchać.. - nadymał policzki.
- Mm, ja też, ale nie moja wina, że ten pedał wytargał nas z pokoju.. - udałem smutek i wtuliłem się twarzą w jego szyję.
Nauczycielowi pulsowała żyła na czole, widać, że podniecony był, a ruchać nie mógł, ponieważ żaden z nas nie zawalił sprawdzianu i nie dostał oceny niedostatecznej.
Po klasie jak zawsze rozchodziły się plotki, że nigdy nas nie ma bo dajemy wszystkim dupy. No cóż, mówi się trudno. Postawiłem Felka na ziemi, kiedy wstawałem, był już dzwonek na przerwę dla innych, a dla mnie...dzwonek zwalniający do pokoju.
- Endisiu...zaczekaj, muszę do wc.. - dostałem buziaka od niego, kiedy skręcał do toalety.
Pewnie jak zawsze musiał poprawiać swój makijaż, oparłem się o ścianę obok drzwi i czekałem na niego.
***
Nienawidzę kiedy muszę to poprawiać ale jak już Endi mnie nauczył, że mam się malować jestem do tego przyzwyczajony. Wcześniej pilnował mnie z tym prawie na każdym kroku. Zaraz po wejściu do łazienki z kieszeni wyciągnąłem kredkę do oczu, ja nigdy nie lubiłem z tym przesady, za dużo roboty za mało efektu, przecież i tak byłem śliczny. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi jednak zbytnio się tym nie przejąłem ponieważ szybko stwierdziłem, że mógł być to Ender. Kiedy jednak nie usłyszałem żadnego tekstu w stylu " Rusz dupę! " albo " No ile ty się możesz malować jak ty prawie nic tam nie masz?" nieco się zdziwiłem. Przeniosłem wzrok po lustrze w kierunku drzwi stała tam postać wysokiego, prawdopodobnie mężczyzny, miał na ustach chustkę ala motocyklista z rysunkiem trupiej czaszki zamiast ust i ciemne okulary, czarne włosy miał rozrzucone na wszystkie strony jakby dopiero zsiadł z tej maszyny. Wzdrygnąłem się i zaraz odwróciłem puszczając trzymany w ręce przyrząd. Kiedy tylko wykonałem ten szybki ruch z kabiny wyskoczył jeszcze jeden podobny facet tym razem blondyn.
- Coś nie tak? - zapytałem słodko jakbym całkowicie nie wiedział o co im chodzi.
Wymienili spojrzenia widocznie z rozbawieniem, ale nie mam pojęcia jak zrozumieli cokolwiek skoro nie widzieli swoich oczu przez ciemne okulary. Ruszyli w moim kierunku, a ja z lekką paniką (gdyż nie jest przynajmniej dla mnie codziennością noszenie przy sobie broni) w kierunku drzwi. Brunet złapał mnie z łatwością ( jestem dość małej postury i niezbyt silny więc nie było to trudne) i przyłożył mi chustę z chloroformem do ust. Przestałem się wyrywać, wolno świat dookoła zaczął się rozmazywać. Oczy same mi się zamykały. Zdążyłem zobaczyć jedynie Endiego i jego przerażony wyraz twarzy, kiedy wbiegł do toalety. Odpłynąłem na dłuższy czas, który zdawał się ciągnąć bez końca. Odczuwałem chłód na swoim ciele, nie wiedziałem co się ze mną dzieje, a to niepokoiło mnie, czyżby to byłby mój koniec?
- Wiesz co, mam w dupie te lekcje...- uśmiechnąłem się i zacząłem go całować w usta.
Była to dla nas norma, sypiamy nawet czasem ze sobą i jak mamy kamerę to kręcimy pornosa. Nauczycielowi najwidoczniej to przeszkadzało, jednak nie zwracałem na niego uwagi, gdyż miałem już bardzo ciekawe zajęcie.
- Andreas i Felix !! - jebnął dziennikiem o biurko nauczyciel matematyki. - Siadać w ławkach, natychmiast, albo... - uśmiechnął się psychicznie.
Wiedziałem co nam grozi, ale jakoś tym się nie przejmowałem, miałem pomysł jak zwiać z "karnej przerwy".
- Och, nauczycielu... Nie moja wina, że jestem taki sexowny i panu staje od razu jak się liżę z Felixem.. - uśmiechnąłem się drwiąco patrząc na wypukłość w spodniach mężczyzny.
- Ty gnoju...- warknął.
- Ehem..- zakaszlnął przyjaciel. - Endiś..., chce się ruchać.. - nadymał policzki.
- Mm, ja też, ale nie moja wina, że ten pedał wytargał nas z pokoju.. - udałem smutek i wtuliłem się twarzą w jego szyję.
Nauczycielowi pulsowała żyła na czole, widać, że podniecony był, a ruchać nie mógł, ponieważ żaden z nas nie zawalił sprawdzianu i nie dostał oceny niedostatecznej.
Po klasie jak zawsze rozchodziły się plotki, że nigdy nas nie ma bo dajemy wszystkim dupy. No cóż, mówi się trudno. Postawiłem Felka na ziemi, kiedy wstawałem, był już dzwonek na przerwę dla innych, a dla mnie...dzwonek zwalniający do pokoju.
- Endisiu...zaczekaj, muszę do wc.. - dostałem buziaka od niego, kiedy skręcał do toalety.
Pewnie jak zawsze musiał poprawiać swój makijaż, oparłem się o ścianę obok drzwi i czekałem na niego.
***
Nienawidzę kiedy muszę to poprawiać ale jak już Endi mnie nauczył, że mam się malować jestem do tego przyzwyczajony. Wcześniej pilnował mnie z tym prawie na każdym kroku. Zaraz po wejściu do łazienki z kieszeni wyciągnąłem kredkę do oczu, ja nigdy nie lubiłem z tym przesady, za dużo roboty za mało efektu, przecież i tak byłem śliczny. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi jednak zbytnio się tym nie przejąłem ponieważ szybko stwierdziłem, że mógł być to Ender. Kiedy jednak nie usłyszałem żadnego tekstu w stylu " Rusz dupę! " albo " No ile ty się możesz malować jak ty prawie nic tam nie masz?" nieco się zdziwiłem. Przeniosłem wzrok po lustrze w kierunku drzwi stała tam postać wysokiego, prawdopodobnie mężczyzny, miał na ustach chustkę ala motocyklista z rysunkiem trupiej czaszki zamiast ust i ciemne okulary, czarne włosy miał rozrzucone na wszystkie strony jakby dopiero zsiadł z tej maszyny. Wzdrygnąłem się i zaraz odwróciłem puszczając trzymany w ręce przyrząd. Kiedy tylko wykonałem ten szybki ruch z kabiny wyskoczył jeszcze jeden podobny facet tym razem blondyn.
- Coś nie tak? - zapytałem słodko jakbym całkowicie nie wiedział o co im chodzi.
Wymienili spojrzenia widocznie z rozbawieniem, ale nie mam pojęcia jak zrozumieli cokolwiek skoro nie widzieli swoich oczu przez ciemne okulary. Ruszyli w moim kierunku, a ja z lekką paniką (gdyż nie jest przynajmniej dla mnie codziennością noszenie przy sobie broni) w kierunku drzwi. Brunet złapał mnie z łatwością ( jestem dość małej postury i niezbyt silny więc nie było to trudne) i przyłożył mi chustę z chloroformem do ust. Przestałem się wyrywać, wolno świat dookoła zaczął się rozmazywać. Oczy same mi się zamykały. Zdążyłem zobaczyć jedynie Endiego i jego przerażony wyraz twarzy, kiedy wbiegł do toalety. Odpłynąłem na dłuższy czas, który zdawał się ciągnąć bez końca. Odczuwałem chłód na swoim ciele, nie wiedziałem co się ze mną dzieje, a to niepokoiło mnie, czyżby to byłby mój koniec?
***
Stałem oparty o drzwi od łazienki, czekałem, aż czerwonowłosy z nich wyjdzie. Eh, Felix i łazienka to najgorsze połączenie. Mógł on tam spędzać cały dzień robiąc jedynie makijaż, którego praktycznie nie widać. Nagle usłyszałem dziwny huk dobiegający z tego pomieszczenia, wzdrygnąłem się, czułem jak napiera na mnie jakaś dziwna, wewnętrzna energia. Co się tam w ogóle stało?! No nie.., przecież nikt go nie zgwałci, jest na to zbyt uroczy! Bez zastanowienia się otworzyłem drzwi z impetem, byłem przerażony tym co zobaczyłem. Powalone drzwi od kabiny, dwóch rosłych mężczyzn z dziwnymi bandamkami na ustach i przyciemnianych okularach, oraz mój nieprzytomny przyjaciel.
- Zostawcie go!- warknąłem zdesperowany. Wyciągnąłem z bluzy scyzoryk, a moje oczy przybrały głęboki odcień czerwieni. Nie byli zwykli, czułem to.., jednak byłem od nich dużo słabszy przez runy, które tkwiły we mnie. Brunet zdjął okulary i spojrzał na mnie intensywnie zielonymi oczami, które nagle zmieniły się na złote. Z jego pleców wyrosły czarne, pierzaste skrzydła, odsunąłem się nie chcąc z nich oberwać. Ich końcówki były ostre i mogły mnie poważnie pokaleczyć. Nim zorientowałem się co się dokładnie dzieje, blondyn z Felixem na rękach wyskoczył przez okno rozbijając je, a zaraz za nim rzucił się jego towarzysz.
Podbiegłem do okna i wyjrzałem za nie, porywacze lecieli na zakazane trzynaste piętro, przełknąłem ślinę zdenerwowany nie wiedząc co mam robić. Lecieć za nimi? Czy może powiadomić kogoś?
- No kurwa!! - kopnąłem ścianę czując się winny i bezradny.
Próbowałem uspokoić się, ale adrenalina tak szybko jak się pojawiła się w moich żyłach, tak i znikła. Czułem jak moje nogi robią się z gumy i uginają się.. Było mi tak ciężko. Osunąłem się po framudze i usiadłem na popękanych, starych płytkach. Podkuliłem nogi podsuwając je pod klatkę piersiową.
~Nico.. Proszę.. Chodź tu... - powiedziałem telepatycznie do brata. Do moich oczu napływały łzy, które biegle spływały mi po policzkach. Nie chciałem go tracić..
***
Leżałem na łóżku wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w sufit. Zimny prysznic zadziałał na mnie uspokajająco, więc mogłem zająć się czytaniem książki dokumentalnej. Czułem jak sen zaczyna brać mnie w swoje objęcia, delikatnie gładząc moje kości policzkowe. Przymknąłem zmęczone powieki, kiedy usłyszałem głos swojego brata. "Nico... Proszę...Chodź tu...". Westchnąłem cicho i zwlekłem się z mile wygrzanej pościeli, odłożyłem niechętnie książkę na stolik nocny. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do Endera. Przesiadywał w łazience na samym dole, co mnie troszkę zdziwiło. Wszedłem do środka i spojrzałem na skuloną sylwetkę.
- Co się stało? - uniosłem brwi widząc wybitą szybę i wszędzie rozkruszone szkło. Przeszedłem po wyważonych drzwiach od kabiny, kucnąłem obok czarnowłosego. - Endi.., wszystko w porządku? - patrzyłem na niego spokojnie. Delikatnie pogłaskałem go po włosach, chcąc, żeby podniósł na mnie wzrok.
- On..Oni.. Oni go p-porwali... - wybełkotał zduszonym głosem kręcąc panicznie głową.
-Kogo? - otworzyłem szerzej oczy nie mogąc zrozumieć o kogo mu chodzi. Wziąłem go na ręce i wtuliłem w siebie kołysząc się z nim na boki. - Endi... Spokojnie, wszystko będzie w porządku.. - zapewniłem go. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego i pocałowałem w czoło, pozwalając się wtulić. Cały drżał.
Andreas wytarł mokre policzki od łez i spojrzał na mnie zaczerwionymi oczami.
- Bo... No... - pociągnął nosem, a głos z powrotem mu się załamał. - Czekałem jak zwykle na Felka..., usłyszałem jakiś huk...I.. I wbiłem tutaj.. No i... Widziałem, jak dwóch mężczyzn chwyta go.. Mieli bandamki... A on.. Spał.. Nie ruszał się.. Blondyn i czarnowłosy.. No i.. Ten w czarnych miał zielone oczka a potem złote.. Pokazał skrzydła.. Ostre końcówki.. Polecieli na 13 piętro...- urwał.- O-Oni go tam zabiją!- Powiedział ze strachem w głosie, zaraz po tym wybuchnął ponownie płaczem.
- Ciii, spokojnie... Feluś wróci żywy... Obiecuję Ci to.. - wstałem z nim i skierowałem się do pokoju Noca.
Wbiłem do niego z buta i wręczyłem Endiego na ręce.
- Uspokój go, ja lecę odbić Felka... - mruknąłem i bez wytłumaczenia odszedłem.
Zacisnąłem dłonie w pięści czując jak gniew rozpiera mnie od środka, nie mogłem sobie pozwolić na uniesienie. Wtedy nie myśli się racjonalnie. Wziąłem głęboki wdech, skoczyłem jeszcze do pokoju by ubrać czarną kominiarkę do munduru, który miałem na sobie. Nie mogłem zostać poznany przez nauczycieli, w końcu sam mogłem mieć przez to problemy.
***
Ciemność otaczała mnie przez dłuższą chwile, gdy nagle dostrzegłem małe światełko, czyżbym umarł? Światło stawało się coraz bardziej wyraziste, a obraz przede mną nie był taki jakiego wyczekiwałem. Myślałem, że spotkam się z matką, a znalazłem się w jakimś pomieszczeniu, było mi zimno, czyli nie umarłem. Chciałem usiąść, kiedy zauważyłem, że jestem nagi i w dodatku przywiązany pasami do metalowego stołu. Pisnąłem i zacząłem się szarpać, bałem się...
Nagle do pokoju weszła ta dwójka, która śmiała mnie uprowadzić, spojrzałem na nich z przerażeniem w oczach.
- Witaj malutki.. To jak.. zabawimy się ? - oblizał usta blondyn patrząc na moje nagie cało lubieżnie.
- J-ja nie chce... - zaprzeczyłem, a po moich policzkach spływały słone łzy.
Szarpałem się chcąc uwolnić, nie mogę im się dać! Nicodem jest jedynym facetem, który może mnie skrzywdzić!
- Nie chcesz się bawić ? Ojej i co ja teraz zrobię? - chłopak złapał się za twarz, udając przejętego tą sytuacją. Spojrzał na bruneta, który rozbawiony przygotowywał narzędzia i jakieś strzykawki.
Zadrżałem mimowolnie na ich widok, czułem jakby jakaś gula stanęła mi w gardle uniemożliwiając oddychanie, a serce waliło jakbym miał zaraz zejść na zawał.
Zamknąłem oczy widząc jak chłopak podchodzi do mnie ze strzykawką, instynktownie chciałem się wyrwać, ale nie mogłem nic zrobić. Byłem taki bezradny... Chłopak złapał mnie mocno za rękę i bez problemu wstrzyknął dziwną zawartość do mojej żyły.
- C-co to? - wydukałem z siebie pociągając nosem.
- Nie chcesz wiedzieć.. - opowiedział blondyn podchodząc do mnie z kombinerkami w dłoni.
Krzyknąłem przerażony, chciałem znowu się szarpnąć, gdy nagle przeszedł mnie zimny dreszcz, a moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Otępiały ból pulsował mi we skroniach, a wszystkie mięśnia były dziwnie rozluźnione..
Brunet wziął kombinerki od blondyna, chwytając nimi mojego paznokcia od kciuka. Zaczął go mocno, ale powoli ciągnąć, wyrywał mi go z zimną krwią, zadając przy tym ogromny ból, a ja jedynie co mogłem robić to przeraźliwie krzyczeć. Krew spływała mi po drżącym palcu, tak samo jak i łzy po policzkach. Czemu ja? Czemu musiało to akurat przytrafić się mi? Mógł to być przecież ktoś inny!
Krzyczałem bez przerwy z nadzieją, że ktoś usłyszy i mi pomoże, albo chociaż mnie dobije. Chłopak wyrywał paznokieć po paznokciu u rąk i u nóg, a ja już wycieńczony nie miałem siły krzyczeć. Myślałem, że to koniec, ale przeliczyłem się. Blondyn wstał i sięgnął po młotek, uniosłem brwi patrząc na niego zdziwiony.
- Hm, a gdyby tak połamać ci kości? - oblizał usta, a w jego oczach zobaczyłem przerażający błysk.
- Błagam, ja nie chce... - powiedziałem zachrypniętym głosem.
Pragnąłem w duszy, żeby mnie wykończył, miałem tego wszystkiego dość, jestem zbyt uroczy by cierpieć!
Blondyn śmiał się i wziął zamach, a następnie uderzył mnie młotkiem w piszczel. Zawyłem z bólu, słysząc gruchoczącą się kość pod silnym uderzeniem. Nie kontrolowałem już płaczu, który powodował, że w pewnych momentach nie mogłem oddychać. Tak bardzo bolało..
Brunet też chciał się bawić, wziął jakiś bicz z kolcami i zaczął mnie nim mocno okładać. Za każdym uderzeniem z moich ust wydobywał się niemy krzyk, aż z wolna traciłem świadomość, ile ja już tutaj jestem? Patrzyłem na wpół przytomnym wzrokiem na rozcięcia na swojej drżącej skórze, krew.. wszędzie krew... Miałem poranione nadgarstki i kostki od ciągłego szarpania się, czułem jak mnie pieką, a rana dziwnie pulsowała od nacisku skórzanego paska.
Nagle usłyszałem huk, drwi od pokoju zostały wyważone przez kogoś. Wszystko dookoła zadawało się kręcić jak na karuzeli, a postać, która wpadła do pokoju miała mundur mojego Nico..
***
Ciężko było się dostać na trzynaste piętro, nauczyciele mieli zaawansowaną ochronę, ale sam wygląd schodów prowadzących na górę był odrażający. Spróchniałe, przeżarte przez korniki deski, które pod lekkim naciskiem mogły się złamać w pół. Przekląłem w duchu, nie mogłem użyć swoich skrzydeł, lecąc narobiłbym niepotrzebnego huku. Musiałem użyć magi, a mianowicie.. Wyczarowałem deskę surfingową i tak wleciałem na niej na samą gorę. Drogę jaką pokonałem była dłuższa niż miała być, z resztą, jakaś zjawa mnie zaatakowała, gdy byłem już na półmetku, ale nie miałem na nią czasu.
Rozejrzałem się po ciemnym korytarzu, który wydawał się nie mieć końca. Usłyszałem eho krzyku Felixa, odbijał się po obdartych z tapety ścian. Ruszyłem biegiem w tamtym kierunku, zdziwiłem się czując beton pod swoimi stopami, cały budynek miał podłogę z drewna, jedynie ściany były z cegły. Piętro to nie różniło się zbytnio od innych, nie wiedziałem tylko czemu jest zakazane..
Zatrzymałem się przez drzwiami, z których prawdopodobnie dobiegał odgłos. Przymierzyłem się do wyważenia ich, jeżeli tam nie było Felka, to będę wyważać wszystkie drzwi po kolei i przeczeszę całe to piętro mordując wszystkich do póki go nie znajdę. Wbiegłem w nie z całej siły wyważając, niby stare, ale cholery się mocno trzymały. Poczułem zapach krwi, zdziwiłem się i wszedłem do pokoju.
Zamurowało mnie to co zobaczyłem, przede mną na stole leżał pół przytomny, związany Feluś w towarzystwie dwóch gości.
Spojrzałem na nich z mordem w oczach i zdjąłem kominiarkę z twarzy.
- Jesteście już martwi.. - warknąłem, a moje oczy przybrały kolor szkarłatu ze złotą powłoczką.
Blondyn zaśmiał się nic sobie z tego nie robiąc, a brunet trzymający bicz, spojrzał na mnie prowokująco.
Bez zastanowienia ruszyłem w ich kierunku, czułem jak gniew ściskało moje serce i wołało " Zabij ich! Zabij!" Wpadłem w blondyna, zaraz powalając go na ziemie. Uderzyłem z całej siły z łokcia w skroń chłopaka, a następnie w splot słoneczny pozbawiając zielonookiego oddechu na dłuższą chwile.
Brunet chwycił siekierę i wbił mi ją w ramię. Syknąłem cicho z bólu czując jak kości stawiają opór ostrzu, złapałem błyskawicznie za rękojeść zdrową ręką podnosząc się z podłogi.
- Ty już nie żyjesz.. - oznajmiłem patrząc na niego jak wygłodniały wilk na swoją ofiarę.
Wyjąłem siekierę i uderzyłem tyłem z impetem w czaszkę czarnowłosego, któremu nie udało się tego uniknąć, byłem szybszy i zwinniejszy. Ten upadł ciężko na podłogę nieprzytomny. Kucnąłem przy nim i uderzyłem go dłonią w plecy, dzięki czemu pokazały się skrzydła. Z psychicznym uśmiechem zacząłem mu je odcinać tępym ostrzem. Chłopak krzyknął z bólu, gdy się ocknął, a z jego oczu ciekły łzy. Nie ma dla nich litości, nie za to co chcieli zrobić mojemu kochanemu Felix'owi.
- Błagam przestań... - wykrzyczał, wijąc się z bólu.
- A czy ty przestałeś, kiedy Fel błagał abyś przestał? Nie, oj... No to wybacz, ale nie mam dzisiaj dnia dobroci dla zwierząt...- syknąłem mu do ucha.
Usiadłem na jego plecach i złapałem go za głowę zaraz skręcając mu kark. Zagryzłem dolną wargę słysząc miłe chrupnięcie w szyi.. już trupa.
- Tacy słabi, ze mną kotek się nie zadziera... - powiedziałem do blondyna rozbawiony.
Chłopak chciał rzucić się do ucieczki, jednak mu na to nie pozwoliłem. Znalazłem się zaraz za nim i złapałem za kark wbijając mu swoje pazury do krwi, byłem demonem, mogłem wszystko, gdyby nie te pieprzone runy.
-My tylko się bawiliśmy! - krzyknął szarpiąc się.
Wyglądał tak zabawnie, myśliwi stali się zwierzyną. Ojoj, bo zaraz mi się serce zmiękczy i go puszcze, a następnie złapie i zabije..
- Słuchaj panienko, zabije cię szybciej, jeżeli mi powiesz kto wam kazał porwać mojego chłopaka.. - warknąłem mu do ucha, przybijając go wcześniej do ściany. Chyba złamałem mu parę żeber, ale przecież nie będę się kontrolować, nie dla takich ścierw.
- To...To bbył... And...r..e..je..w.. - powiedział krztusząc się własną krwią.
Uśmiechnąłem się pod nosem usatysfakcjonowany, obróciłem go przodem do siebie. Jedną dłonią załapałem go za gardło a drugą przyłożyłem do serca. Naciskałem na żebra pazurami, aż w końcu przebiłem jego ciało dłonią, chwyciłem wciąż bijące serce zielonookiego..
- Sayonara.. ~ - szepnąłem mu słodko do ucha wyrywając je brutalnie z jego klatki piersiowej.
Zgniotłem je i rzuciłem na podłogę, jakby to była zwykła karta papieru. Odwróciłem się na pięcie od osuwających się zwłok i podszedłem do nieprzytomnego czerwonowłosego. Ostrożnie odpiąłem go ze skórzanych pasów i wziąłem na ręce. Czułem ścisk w klatce, wtuliłem go w siebie i spojrzałem na okno, a następnie za siebie. Nie było sensu wracać tą samą drogą, plus mógł mnie ktoś nakryć. Otworzyłem je telekinezą i wyskoczyłem, zraz rozprostowując swoje skrzydła. Poleciałem z nim do swojego pokoju, gdzie ostrożnie położyłem go na łóżku. Zająłem się jego ranami i złamaniem. Pogłaskałem go delikatnie po włosach i ucałowałem jego czoło.
- Już jestem przy Tobie... - mruknąłem wtulając twarz w jego szyje.
Zbierało mi się na płacz, w końcu to moja wina prawda? Mogłem kazać go bardziej pilnować i dać mu lepszą ochronę. Westchnąłem cicho przytulając się tak do niego, byłem taki senny i.. zmęczony samoleczeniem swojego ciała.
***
Nie kontaktowałem ze światem przez chyba dobre parę godzin. Co się działo, kiedy odpłynąłem? Nie miałem zielonego pojęcia. Otworzyłem wolno oczy, wciąż byłem troszkę obolały. Rozejrzałem się po znajomym pomieszczeniu, czułem intensywny zapach Nicodema. Zauważyłem go dopiero po chwili, siedział plecami do mnie, widać nad czymś znowu myślał. Chciałem coś powiedzieć, ale gardło przypomniało o wczorajszym dniu.
- Nico.. - zawołałem go cicho, niemal niesłyszalnie dla człowieka.
Białowłosy podniósł na mnie wzrok błękitnych oczu, a ja uśmiechnąłem się pocieszająco w jego stronę.
- To moja wina.. - mruknął przytulając się ostrożnie do mnie. - Przepraszam, mogłem się pośpieszyć... - chciałem go pogłaskać po włosach, ale przypomniałem sobie w czas, że nie mam paznokci.
Zmarszczyłem nos niezadowolony i tylko lekko objąłem jego szyję ręką.
~ Nico przestań, to nie twoja wina... - powiedziałem do niego telepatią.
Chciałem go odciążyć, był silny, ale nie miałem zamiaru być dla niego ciężarem, nie w tej chwili.
Musnął delikatnie moje usta swoimi, uwielbiałem jak mnie dotykał, jak mnie całował... Zamruczałem zadowolony jak kotek, co wywołało u niego szczery uśmiech.
- Felix... Wszystko w porządku? - spytał zmartwiony i delikatnie starł z mojego policzka krwawą łzę.
Uniosłem brwi zdziwiony nie rozumiejąc co się dzieje, zaczynałem czuć się dziwnie, moje ciało znowu zaczynało być mi obce.
- Zostawcie go!- warknąłem zdesperowany. Wyciągnąłem z bluzy scyzoryk, a moje oczy przybrały głęboki odcień czerwieni. Nie byli zwykli, czułem to.., jednak byłem od nich dużo słabszy przez runy, które tkwiły we mnie. Brunet zdjął okulary i spojrzał na mnie intensywnie zielonymi oczami, które nagle zmieniły się na złote. Z jego pleców wyrosły czarne, pierzaste skrzydła, odsunąłem się nie chcąc z nich oberwać. Ich końcówki były ostre i mogły mnie poważnie pokaleczyć. Nim zorientowałem się co się dokładnie dzieje, blondyn z Felixem na rękach wyskoczył przez okno rozbijając je, a zaraz za nim rzucił się jego towarzysz.
Podbiegłem do okna i wyjrzałem za nie, porywacze lecieli na zakazane trzynaste piętro, przełknąłem ślinę zdenerwowany nie wiedząc co mam robić. Lecieć za nimi? Czy może powiadomić kogoś?
- No kurwa!! - kopnąłem ścianę czując się winny i bezradny.
Próbowałem uspokoić się, ale adrenalina tak szybko jak się pojawiła się w moich żyłach, tak i znikła. Czułem jak moje nogi robią się z gumy i uginają się.. Było mi tak ciężko. Osunąłem się po framudze i usiadłem na popękanych, starych płytkach. Podkuliłem nogi podsuwając je pod klatkę piersiową.
~Nico.. Proszę.. Chodź tu... - powiedziałem telepatycznie do brata. Do moich oczu napływały łzy, które biegle spływały mi po policzkach. Nie chciałem go tracić..
***
Leżałem na łóżku wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w sufit. Zimny prysznic zadziałał na mnie uspokajająco, więc mogłem zająć się czytaniem książki dokumentalnej. Czułem jak sen zaczyna brać mnie w swoje objęcia, delikatnie gładząc moje kości policzkowe. Przymknąłem zmęczone powieki, kiedy usłyszałem głos swojego brata. "Nico... Proszę...Chodź tu...". Westchnąłem cicho i zwlekłem się z mile wygrzanej pościeli, odłożyłem niechętnie książkę na stolik nocny. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do Endera. Przesiadywał w łazience na samym dole, co mnie troszkę zdziwiło. Wszedłem do środka i spojrzałem na skuloną sylwetkę.
- Co się stało? - uniosłem brwi widząc wybitą szybę i wszędzie rozkruszone szkło. Przeszedłem po wyważonych drzwiach od kabiny, kucnąłem obok czarnowłosego. - Endi.., wszystko w porządku? - patrzyłem na niego spokojnie. Delikatnie pogłaskałem go po włosach, chcąc, żeby podniósł na mnie wzrok.
- On..Oni.. Oni go p-porwali... - wybełkotał zduszonym głosem kręcąc panicznie głową.
-Kogo? - otworzyłem szerzej oczy nie mogąc zrozumieć o kogo mu chodzi. Wziąłem go na ręce i wtuliłem w siebie kołysząc się z nim na boki. - Endi... Spokojnie, wszystko będzie w porządku.. - zapewniłem go. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego i pocałowałem w czoło, pozwalając się wtulić. Cały drżał.
Andreas wytarł mokre policzki od łez i spojrzał na mnie zaczerwionymi oczami.
- Bo... No... - pociągnął nosem, a głos z powrotem mu się załamał. - Czekałem jak zwykle na Felka..., usłyszałem jakiś huk...I.. I wbiłem tutaj.. No i... Widziałem, jak dwóch mężczyzn chwyta go.. Mieli bandamki... A on.. Spał.. Nie ruszał się.. Blondyn i czarnowłosy.. No i.. Ten w czarnych miał zielone oczka a potem złote.. Pokazał skrzydła.. Ostre końcówki.. Polecieli na 13 piętro...- urwał.- O-Oni go tam zabiją!- Powiedział ze strachem w głosie, zaraz po tym wybuchnął ponownie płaczem.
- Ciii, spokojnie... Feluś wróci żywy... Obiecuję Ci to.. - wstałem z nim i skierowałem się do pokoju Noca.
Wbiłem do niego z buta i wręczyłem Endiego na ręce.
- Uspokój go, ja lecę odbić Felka... - mruknąłem i bez wytłumaczenia odszedłem.
Zacisnąłem dłonie w pięści czując jak gniew rozpiera mnie od środka, nie mogłem sobie pozwolić na uniesienie. Wtedy nie myśli się racjonalnie. Wziąłem głęboki wdech, skoczyłem jeszcze do pokoju by ubrać czarną kominiarkę do munduru, który miałem na sobie. Nie mogłem zostać poznany przez nauczycieli, w końcu sam mogłem mieć przez to problemy.
***
Ciemność otaczała mnie przez dłuższą chwile, gdy nagle dostrzegłem małe światełko, czyżbym umarł? Światło stawało się coraz bardziej wyraziste, a obraz przede mną nie był taki jakiego wyczekiwałem. Myślałem, że spotkam się z matką, a znalazłem się w jakimś pomieszczeniu, było mi zimno, czyli nie umarłem. Chciałem usiąść, kiedy zauważyłem, że jestem nagi i w dodatku przywiązany pasami do metalowego stołu. Pisnąłem i zacząłem się szarpać, bałem się...
Nagle do pokoju weszła ta dwójka, która śmiała mnie uprowadzić, spojrzałem na nich z przerażeniem w oczach.
- Witaj malutki.. To jak.. zabawimy się ? - oblizał usta blondyn patrząc na moje nagie cało lubieżnie.
- J-ja nie chce... - zaprzeczyłem, a po moich policzkach spływały słone łzy.
Szarpałem się chcąc uwolnić, nie mogę im się dać! Nicodem jest jedynym facetem, który może mnie skrzywdzić!
- Nie chcesz się bawić ? Ojej i co ja teraz zrobię? - chłopak złapał się za twarz, udając przejętego tą sytuacją. Spojrzał na bruneta, który rozbawiony przygotowywał narzędzia i jakieś strzykawki.
Zadrżałem mimowolnie na ich widok, czułem jakby jakaś gula stanęła mi w gardle uniemożliwiając oddychanie, a serce waliło jakbym miał zaraz zejść na zawał.
Zamknąłem oczy widząc jak chłopak podchodzi do mnie ze strzykawką, instynktownie chciałem się wyrwać, ale nie mogłem nic zrobić. Byłem taki bezradny... Chłopak złapał mnie mocno za rękę i bez problemu wstrzyknął dziwną zawartość do mojej żyły.
- C-co to? - wydukałem z siebie pociągając nosem.
- Nie chcesz wiedzieć.. - opowiedział blondyn podchodząc do mnie z kombinerkami w dłoni.
Krzyknąłem przerażony, chciałem znowu się szarpnąć, gdy nagle przeszedł mnie zimny dreszcz, a moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Otępiały ból pulsował mi we skroniach, a wszystkie mięśnia były dziwnie rozluźnione..
Brunet wziął kombinerki od blondyna, chwytając nimi mojego paznokcia od kciuka. Zaczął go mocno, ale powoli ciągnąć, wyrywał mi go z zimną krwią, zadając przy tym ogromny ból, a ja jedynie co mogłem robić to przeraźliwie krzyczeć. Krew spływała mi po drżącym palcu, tak samo jak i łzy po policzkach. Czemu ja? Czemu musiało to akurat przytrafić się mi? Mógł to być przecież ktoś inny!
Krzyczałem bez przerwy z nadzieją, że ktoś usłyszy i mi pomoże, albo chociaż mnie dobije. Chłopak wyrywał paznokieć po paznokciu u rąk i u nóg, a ja już wycieńczony nie miałem siły krzyczeć. Myślałem, że to koniec, ale przeliczyłem się. Blondyn wstał i sięgnął po młotek, uniosłem brwi patrząc na niego zdziwiony.
- Hm, a gdyby tak połamać ci kości? - oblizał usta, a w jego oczach zobaczyłem przerażający błysk.
- Błagam, ja nie chce... - powiedziałem zachrypniętym głosem.
Pragnąłem w duszy, żeby mnie wykończył, miałem tego wszystkiego dość, jestem zbyt uroczy by cierpieć!
Blondyn śmiał się i wziął zamach, a następnie uderzył mnie młotkiem w piszczel. Zawyłem z bólu, słysząc gruchoczącą się kość pod silnym uderzeniem. Nie kontrolowałem już płaczu, który powodował, że w pewnych momentach nie mogłem oddychać. Tak bardzo bolało..
Brunet też chciał się bawić, wziął jakiś bicz z kolcami i zaczął mnie nim mocno okładać. Za każdym uderzeniem z moich ust wydobywał się niemy krzyk, aż z wolna traciłem świadomość, ile ja już tutaj jestem? Patrzyłem na wpół przytomnym wzrokiem na rozcięcia na swojej drżącej skórze, krew.. wszędzie krew... Miałem poranione nadgarstki i kostki od ciągłego szarpania się, czułem jak mnie pieką, a rana dziwnie pulsowała od nacisku skórzanego paska.
Nagle usłyszałem huk, drwi od pokoju zostały wyważone przez kogoś. Wszystko dookoła zadawało się kręcić jak na karuzeli, a postać, która wpadła do pokoju miała mundur mojego Nico..
***
Ciężko było się dostać na trzynaste piętro, nauczyciele mieli zaawansowaną ochronę, ale sam wygląd schodów prowadzących na górę był odrażający. Spróchniałe, przeżarte przez korniki deski, które pod lekkim naciskiem mogły się złamać w pół. Przekląłem w duchu, nie mogłem użyć swoich skrzydeł, lecąc narobiłbym niepotrzebnego huku. Musiałem użyć magi, a mianowicie.. Wyczarowałem deskę surfingową i tak wleciałem na niej na samą gorę. Drogę jaką pokonałem była dłuższa niż miała być, z resztą, jakaś zjawa mnie zaatakowała, gdy byłem już na półmetku, ale nie miałem na nią czasu.
Rozejrzałem się po ciemnym korytarzu, który wydawał się nie mieć końca. Usłyszałem eho krzyku Felixa, odbijał się po obdartych z tapety ścian. Ruszyłem biegiem w tamtym kierunku, zdziwiłem się czując beton pod swoimi stopami, cały budynek miał podłogę z drewna, jedynie ściany były z cegły. Piętro to nie różniło się zbytnio od innych, nie wiedziałem tylko czemu jest zakazane..
Zatrzymałem się przez drzwiami, z których prawdopodobnie dobiegał odgłos. Przymierzyłem się do wyważenia ich, jeżeli tam nie było Felka, to będę wyważać wszystkie drzwi po kolei i przeczeszę całe to piętro mordując wszystkich do póki go nie znajdę. Wbiegłem w nie z całej siły wyważając, niby stare, ale cholery się mocno trzymały. Poczułem zapach krwi, zdziwiłem się i wszedłem do pokoju.
Zamurowało mnie to co zobaczyłem, przede mną na stole leżał pół przytomny, związany Feluś w towarzystwie dwóch gości.
Spojrzałem na nich z mordem w oczach i zdjąłem kominiarkę z twarzy.
- Jesteście już martwi.. - warknąłem, a moje oczy przybrały kolor szkarłatu ze złotą powłoczką.
Blondyn zaśmiał się nic sobie z tego nie robiąc, a brunet trzymający bicz, spojrzał na mnie prowokująco.
Bez zastanowienia ruszyłem w ich kierunku, czułem jak gniew ściskało moje serce i wołało " Zabij ich! Zabij!" Wpadłem w blondyna, zaraz powalając go na ziemie. Uderzyłem z całej siły z łokcia w skroń chłopaka, a następnie w splot słoneczny pozbawiając zielonookiego oddechu na dłuższą chwile.
Brunet chwycił siekierę i wbił mi ją w ramię. Syknąłem cicho z bólu czując jak kości stawiają opór ostrzu, złapałem błyskawicznie za rękojeść zdrową ręką podnosząc się z podłogi.
- Ty już nie żyjesz.. - oznajmiłem patrząc na niego jak wygłodniały wilk na swoją ofiarę.
Wyjąłem siekierę i uderzyłem tyłem z impetem w czaszkę czarnowłosego, któremu nie udało się tego uniknąć, byłem szybszy i zwinniejszy. Ten upadł ciężko na podłogę nieprzytomny. Kucnąłem przy nim i uderzyłem go dłonią w plecy, dzięki czemu pokazały się skrzydła. Z psychicznym uśmiechem zacząłem mu je odcinać tępym ostrzem. Chłopak krzyknął z bólu, gdy się ocknął, a z jego oczu ciekły łzy. Nie ma dla nich litości, nie za to co chcieli zrobić mojemu kochanemu Felix'owi.
- Błagam przestań... - wykrzyczał, wijąc się z bólu.
- A czy ty przestałeś, kiedy Fel błagał abyś przestał? Nie, oj... No to wybacz, ale nie mam dzisiaj dnia dobroci dla zwierząt...- syknąłem mu do ucha.
Usiadłem na jego plecach i złapałem go za głowę zaraz skręcając mu kark. Zagryzłem dolną wargę słysząc miłe chrupnięcie w szyi.. już trupa.
- Tacy słabi, ze mną kotek się nie zadziera... - powiedziałem do blondyna rozbawiony.
Chłopak chciał rzucić się do ucieczki, jednak mu na to nie pozwoliłem. Znalazłem się zaraz za nim i złapałem za kark wbijając mu swoje pazury do krwi, byłem demonem, mogłem wszystko, gdyby nie te pieprzone runy.
-My tylko się bawiliśmy! - krzyknął szarpiąc się.
Wyglądał tak zabawnie, myśliwi stali się zwierzyną. Ojoj, bo zaraz mi się serce zmiękczy i go puszcze, a następnie złapie i zabije..
- Słuchaj panienko, zabije cię szybciej, jeżeli mi powiesz kto wam kazał porwać mojego chłopaka.. - warknąłem mu do ucha, przybijając go wcześniej do ściany. Chyba złamałem mu parę żeber, ale przecież nie będę się kontrolować, nie dla takich ścierw.
- To...To bbył... And...r..e..je..w.. - powiedział krztusząc się własną krwią.
Uśmiechnąłem się pod nosem usatysfakcjonowany, obróciłem go przodem do siebie. Jedną dłonią załapałem go za gardło a drugą przyłożyłem do serca. Naciskałem na żebra pazurami, aż w końcu przebiłem jego ciało dłonią, chwyciłem wciąż bijące serce zielonookiego..
- Sayonara.. ~ - szepnąłem mu słodko do ucha wyrywając je brutalnie z jego klatki piersiowej.
Zgniotłem je i rzuciłem na podłogę, jakby to była zwykła karta papieru. Odwróciłem się na pięcie od osuwających się zwłok i podszedłem do nieprzytomnego czerwonowłosego. Ostrożnie odpiąłem go ze skórzanych pasów i wziąłem na ręce. Czułem ścisk w klatce, wtuliłem go w siebie i spojrzałem na okno, a następnie za siebie. Nie było sensu wracać tą samą drogą, plus mógł mnie ktoś nakryć. Otworzyłem je telekinezą i wyskoczyłem, zraz rozprostowując swoje skrzydła. Poleciałem z nim do swojego pokoju, gdzie ostrożnie położyłem go na łóżku. Zająłem się jego ranami i złamaniem. Pogłaskałem go delikatnie po włosach i ucałowałem jego czoło.
- Już jestem przy Tobie... - mruknąłem wtulając twarz w jego szyje.
Zbierało mi się na płacz, w końcu to moja wina prawda? Mogłem kazać go bardziej pilnować i dać mu lepszą ochronę. Westchnąłem cicho przytulając się tak do niego, byłem taki senny i.. zmęczony samoleczeniem swojego ciała.
***
Nie kontaktowałem ze światem przez chyba dobre parę godzin. Co się działo, kiedy odpłynąłem? Nie miałem zielonego pojęcia. Otworzyłem wolno oczy, wciąż byłem troszkę obolały. Rozejrzałem się po znajomym pomieszczeniu, czułem intensywny zapach Nicodema. Zauważyłem go dopiero po chwili, siedział plecami do mnie, widać nad czymś znowu myślał. Chciałem coś powiedzieć, ale gardło przypomniało o wczorajszym dniu.
- Nico.. - zawołałem go cicho, niemal niesłyszalnie dla człowieka.
Białowłosy podniósł na mnie wzrok błękitnych oczu, a ja uśmiechnąłem się pocieszająco w jego stronę.
- To moja wina.. - mruknął przytulając się ostrożnie do mnie. - Przepraszam, mogłem się pośpieszyć... - chciałem go pogłaskać po włosach, ale przypomniałem sobie w czas, że nie mam paznokci.
Zmarszczyłem nos niezadowolony i tylko lekko objąłem jego szyję ręką.
~ Nico przestań, to nie twoja wina... - powiedziałem do niego telepatią.
Chciałem go odciążyć, był silny, ale nie miałem zamiaru być dla niego ciężarem, nie w tej chwili.
Musnął delikatnie moje usta swoimi, uwielbiałem jak mnie dotykał, jak mnie całował... Zamruczałem zadowolony jak kotek, co wywołało u niego szczery uśmiech.
- Felix... Wszystko w porządku? - spytał zmartwiony i delikatnie starł z mojego policzka krwawą łzę.
Uniosłem brwi zdziwiony nie rozumiejąc co się dzieje, zaczynałem czuć się dziwnie, moje ciało znowu zaczynało być mi obce.
Koniec Rozdziału 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz